Hejka, wracam do Ciebie ze spuszczoną głową, kryzysem emocjonalnym i ogromnym zagubieniem.
Chciałabym wrócić do czasów powstania tego bloga, gdy miałam w sobie tyle siły, determinacji i z perspektywy czasu wagę,która nie stanowiła żadnego problemu.
Wracam będąc tłustym i nic nie wartym monstrum. I nie przesadzam, Nigdy w życiu tyle nie ważyłam...74,7. Jestem na granicy nadwagi i otyłości a do prawidłowej wagi brakuję mi 12kg.
PATOLOGIA!!! Wszystko to przez antykoncepcje,maturę i lęk przed staniem na wadze.
Czas jednak się przełamać,bo to już nie jest zabawa a moje zdrowie.
Plany i cele:
Szczerze? Jestem przerażona. 16 lutego mam studniówkę i muszę troszkę schudnąć/utrzymać wagę,bo inaczej nie wejdę w sukienkę. U krawcowej aż płakać mi się chciało- na dodatek ten karcący wzrok rodziców (moja mama w moim wieku miała rozmiar 32/34). Nie miałam nawet siły na łzy,
Jest poniedziałek 21 stycznia 2019 - waga 74.7
Mój cel 16 lutego 67.0
Czyli muszę zrzucić 7,7 kg w 26 dni. Tak jak robiłam to dawniej,będę miała rozpisane ile planuję spaść dziennie (około 0,2-0.4 kg) i ile tego autentycznie wyszło.
Ten tydzień to jest porażka,bo dzisiaj przyjeżdżają do mnie koleżanki (czyli pizza i frytki), a we środę jadę na 2 noce (czytaj 3 obiady) do chłopaka.
Więc czas wrócić do katowania się ćwiczeniami, wymiotami i środkami przeczyszczającymi. Innego sposobu ja nie widzę.
A co u Ciebie? Ktoś tu jeszcze został?