muzyka

piątek, 29 listopada 2019

29.11 Będę ciocią

 Boooożeeee, że w XXI wieku niektórzy nadal nie potrafią się zabezpieczać. I tak jak w tytule, będę ciocią- mój brat wpadł z dziewczyną. I nie chodzi mi o sam aspekt, że ciąża, dzieci itd. Tylko oni są tak nieodpowiedzialni i większych gnojów nigdy nie spotkałam. Ona na stażu (lat 20) mój brat na pół etatu (26 i przez wypadek raczej całego etatu nie znajdzie) i normalnie zawsze im brakowało kasy bo imprezy, drogie ubrania, papierosy, jedzenie na mieście, co chwile jakieś kino itd a teraz ma być dziecko i skąd oni będą mieć na to kasę?
   Mieszkają razem u nas w domu i ani nie ugotują, ani nie posprzątają- nawet swoich rzeczy nie wypiorą tylko dają mi, albo tacie byśmy to zrobili. I mimo wszystko próbowałam szukać jasnych stron, że może się zmienią i się ogarną, ale to co odwalili przeszło wszelkie oczekiwania.
  U siebie w pokoju mieli kota, ale z powodu ewentualnej toksoplazmozy, został wywieziony do domu dziewczyny - okay, bardzo dobrze. Tylko zamiast ściągnąć pościel, wrzucić do prania i założyć nową to...wjebali się do MOJEGO POKOJU do MOJEGO ŁÓŻKA. Logiki? Brak, jedynie czyste lenistwo. Ech... dowiedziałam się o tym wszystkim we środę na siłowni - dieto i siłownio idź się jeeebać.  Z depresji zjadłam we środę czekoladę, pół zapiekanki i mleko czekoladowe i wypiłam połowę butelki wina

Środa - 27.11
Zdrowy kręgosłup - 200

We czwartek już mi było delikatnie lepiej- ale i tak zjadłam w McDonalds i zjadłam pół zapiekanki za to na treningu był OGIEŃ

Czwartek 28.11
Zumba 300
Bieżnia 363
Rowerek 396
łącznie: 1059 kcal

Dziś natomiast troszkę mniej, ale i tak walczę. Jutro dzień ważenia i mam mocno mieszane uczucia, co ma być to będzie. Wracam na właściwe tory z dietą. Pocieszam się, że polubiłam siłownie i mam dużo lepszą kondycje

Piątek 29.11
Stretching 287
Bieżnia 216
Rowerek 356
 łącznie: 859 kcal

Trzymajcie się pysiaczki a w weekend ponadrabiam wasze blogi,bo mam takie zaległoście, że głowa mała

wtorek, 26 listopada 2019

26.11 JESTEM GŁUPIA

  Jestem permanentnie głupia.
 Kilka dni temu na siłowni odkryłam w szatni wagę, ale stwierdziłam że zważę się w domu- przecież sobota tuż tuż. I co dzisiaj najlepszego zrobiłam? WLAZŁAM NA WAGĘ. Pokazała 79 kg (waga strzałkowa nie cyfrowa). No i się załamałam, bo przecież ćwiczę, względnie trzymam bilans a tutaj nic. Wzięłam teraz kilka głębokich wdechów i próbuje sobie wytłumaczyć:
- że to inna waga i lepiej sprawdzić w domu, bo mogą się różnić dokładnością pomiarów, czy też kaligrafią
- że byłam po kawie i średniej ilości wody, więc żołądek nie był pusty
- że najważniejsze, że nie wzrosła
-że byłam po treningu i mogę mieć opuchnięte mięśnie
-że chciało mi się siku i od soboty nie było "posiedzenia"
- że dopiero zwiększam ilość płynów, i organizm nie puścił jeszcze wody
-że miałam na sobie dwa staniki, legginsy z majciochami i skarpetki a zawsze to robię nago
  I tak sobie tłumaczę i tłumaczę a i początek dnia zjebany.
Chyba obetnę bilans by mieścić się w 1000 kcal dziennie i na dokładkę przez zważeniem się w sobotę wezmę czyścika, aby  opróżnić jelita. Tak bardzo chciałabym zobaczyć za te kilka dni 76/77 kg. Moim głównym celem jest do świąt 70/72 kg.

Na domiar złego po wczoraj boli mnie prawe kolano, przez co musiałam dzisiaj dać sobie spokój z rowerkiem.
-----------------------------------
Zdrowy kręgosłup 150
Bieżnia 170
  łącznie 320 kcal :(

25.11

Wstawiam to dzień później, bo wieczorem nie miałam już siły :D
  Ogólnie miałam zwariowany dzień na uczelni, bo nadrabialiśmy zaległe zajęcia, więc zamiast siedzieć na uczelni od 8 do 12 30 to siedziałam do 17. Nienawidzę gdy tak robią i to zwłaszcza w poniedziałek, ale pocieszam się, że lepiej teraz odrobić niż przed sesją. ech...
  Na mieszkaniu byłam koło 18, szybko zjadłam, złapałam oddech i na 20 poleciałam na siłownie, żeby zrobić jeszcze cardio przed zumbą.
  Babka dała tak zajebisty wycisk, że wyglądałam tak jakbym wyszła spod prysznica, ale świetnie się bawiłam. Właśnie ta kobitka co prowadzi w poniedziałki zajęcia jest z nich wszystkich najlepsza
- największy wycisk, najlepsza energia, najlepsze piosenki i układy, najmniej mi się dłuży.
  Wróciłam na mieszkanie po 22 30, szybkie mycie i spanko.
Miałam takiego strasznego lenia gdy wróciłam z uczelni, miałam nawet nie iść, ale spięłam poślady i nie żałuję.

--------------------------
Bieżnia 177
Rowerek 264
Zumba 300
  łącznie 741 kcal

niedziela, 24 listopada 2019

24.11

Hejka! Była impreza i po imprezie. Z jedzeniem popuściłam sobie troszkę, co nie zmienia faktu, że i tak się ograniczałam i względnie kontrolowałam co jem. W ramach pokuty, mój organizm i chłopaka się zbuntował i wczoraj na zmianę goniło nas do toalety więc za cały dzień zjedliśmy tylko obiad.
 Wczorajszy dzień był świetny, bo po tym jak odesłaliśmy gości to zaczęliśmy oglądać filmy i tak nam zleciało. Bilans filmowy z wczoraj:
- Auta 3
- Marley i ja
- Igrzyska śmierci 1, 2 i druga część trzeciej części.

Dzisiaj natomiast jest dzisiaj i wracam na siłownie po krótkiej przerwie. Zakwasy zniknęły, więc można dalej działać. Dzisiejszy plan to: Zumba (300) Cardio (300) i Pilates (210)

piątek, 22 listopada 2019

Co za dużo to niezdrowo

Hejka!
Jak po tytule zauważyliście coś jest lekko niehalo i już tłumaczę co. Chyba przesadziłam z ilością treningów, bo bóle mięśni są okropne, okres mi się przedłużył i na dodatek złapałam jakiegoś doła. Byłam chwilkę na siłowni, ale jakoś zabrakło motywacji. Miałam w planie spalić 500 kcal skoro nie poszłam na stretching (odwołałam,bo bym się jutro nie podniosła) a wyszło 300. Nie jest źle, bo poszłam ale chyba muszę troszkę zwolnić i robić mniejsze kroczki a nie rzucać się na głęboką wodę.
 Też tak macie,że jak zabieracie się za odchudzanie to stawiacie sobie ogromne wymagania i cele a szybko okazuje się, że to za wysokie progi na wasze nogi?

   Dzisiaj organizujemy z chłopakiem małą imprezę więc będzie alkohol,zielone i dużo niezdrowego jedzenia. Ale po to też przez 2 tygodnie nie jadłam makaronu i ograniczyłam ser, żeby dzisiejszy cheat day smakował lepiej. Co ma być to będzie, nie dam się zwariować i w sumie cieszę się,że wagę mam w domu rodzinnym bo bym wchodziła na nią co godzinę. A tak... po to tyle ćwiczyłam,żeby cieszyć się dzisiejszym dniem.

Z moich obliczeń wynika, że od poniedziałku do piątku (18-22.11) na siłowni spaliłam 2 619 kcal
Bilans kroków natomiast około 37 447.

                             

środa, 20 listopada 2019

Witam ponownie!

Blue- babo szalejesz!
 Obiecany post i to nie po 5 miesiącach. Też jestem w szoku.
Na wstępie witam nowych czytelników (a raczej czytelniczki) i gorąco zapraszam do przeczytania bloga od początku a potem zjebania mnie w komentarzach jak mogłam tak przytyć skoro miałam taką ładną wagę. Bo dla leniwców dam mały spojler- gdy powstawał ten blog ważyłam 67 kg i schudłam do 62 z aną. Teraz natomiast jest...grubo dlatego zachęcam do wylania na mnie szamba- bo mi to pomoże.
   Chciałabym też przy tej reaktywacji powitać moich starych czytelników, ale chyba nikogo z nich już nie ma. Byłam w wielkim szoku wczoraj wieczorem gdy zalogowałam się na bloggera i zobaczyłam, że  z ponad 20 blogów, które czytałam zostały 3 (reszta mi się nie wyświetla czyli musiały zostać albo zgłoszone, albo twórcy zrezygnowali i skasowali).

Ale koniec tych smętów i ckliwości jakbym z wojny wróciła, gdzie wojna dopiero się zaczęła.
    Z moich notatek wynika,że 25 lipca i 19 sierpnia ważyłam 77 kg. Waga niestety wzrosła i trochę jest w tym też mojej winy. OKAY. Dużo jest w tym mojej winy. Zajadałam żałobę, później uczyłam się gotować gdy zaczęły się studia i tu ugotowałam za dużo makaronu, tu coś zamówiłam i tak dupa rosła.

 11 Listopada waga pokazała 79.2  (dla przypomnienia mam 159 wzrostu) i tego dnia kupiłam karnet na siłownię. Nie myślałam o wstydzie, lęku, czy jak to wszystko ułożę- liczyło się to,że wszystko zabrnęło za daleko. Nie miałam jakiejś konkretnej wizji, ukształtowała się ona ostatecznie w tym tygodniu. Postawiłam na CARDIO (bieżnia i rowerek) oraz ZAJĘCIA (zumba, pilates, zdrowy kręgosłup i stretching). Wczoraj miałam spotkanie z trenerem w ramach zajęć wprowadzających i pewne rzeczy były dla mnie paplaniną a w niektórych tylko mnie utwierdził.

  1) Na bieżni mam chodzić a nie biegać- to wiedziałam i mnie w tym utwierdził. W trakcie biegu jest 7 krotnie zwiększony nacisk na stawy i niestety u osób z nadwagą mogą one szybko się wykończyć
 2) Pilnować pulsu w trakcie ćwiczeń - to też wiedziałam, mam mini mini problemy z ciśnieniem i jak z głupa zobaczyłam na bieżni że mam puls 191 to myślałam, że zejdę na zawał
3) Pilnować 12-godzinnego okna żywieniowego (tzn. od kolacji do śniadania ma minąć 12 godzin, aby mój żołądek miał czas trawić, spalać to co uzbierało się w czasie dnia i żeby miał więcej siły na następny dzień
4) Według niego mam ograniczyć węglowodany i jeść je tylko popołudniu (utrzymuje schemat jedzenia 3 razy dziennie). Tutaj niestety może być ciężko, dlatego kolacje zostawiam wolne od węglowodanów.
5) Dobre zajęcia wybrałam, ponieważ Zumba to fajna zabawa i spala ok.300/400 kcal a pozostałe wzmacniają mięśnie, rozciągnięcie i uczą wysiłku i poprawiają kondycje. (Najpierw muszę spalić,aby później rzeźbić.)

Moim celem jest ćwiczyć ile się da, trzymać dietę powiedzmy 1300, ograniczyć makaron, ser żółty, słodkie, tłuste (czyli to co najlepsze) i zważyć się 30 listopada czyli po 2 tygodniach intensywnej siłowni.

Poniżej wstawiam wam mój harmonogram i ile udało mi się spalić od poniedziałku:

Poniedziałek:                     
Cardio -  345
Zumba - 300
    łącznie 645

Wtorek:
Cardio -265
Trening wprowadzający- 100
Zumba- 300
  łącznie 665

Środa: 
Cardio 273
Pilates 210
  łącznie 483

Plany:
Czwartek                     Piątek                             Sobota                Niedziela
Cardio (ok 300)           Stretching (267)              WOLNE              Zumba (300)
Zumba (300)                Cardio (ok 350)                                           Cardio (ok.250)
                                                                                                          Pilates (210)

                         
Dużo zapowiada się tych treningów, ale jestem ciekawa efektów. Póki co odkryłam, że mam jakieś mięśnie i właśnie płaczą z bólu.

                                                Trochę długi post, jak macie pytania piszcie i trzymajcie się chudo!

wtorek, 19 listopada 2019

Kolejny (chyba już 5) powrót

  Hejka! Tak jak w tytule wracam.

Dużo się wydarzyło od ostatniego postu. Bardzo dużo złych rzeczy w moim życiu, które odbiły się na mojej wadze i psychice. Krótko po ostatnim wpisie zachorowała moja babcia - rak. Bez perspektyw i szans na wyleczenie i kilka cudownych i ciężkich miesięcy spędzonych z nią,
  Po wyjściu ze szpitala zamieszkała u nas a ja zjechałam z internatu do domu, aby się nią zajmować.
Karmienie, insulina, mycie, podcieranie i zmiana pampersa. Byłam wnuczką, opiekunką, lekarzem i pielęgniarką w jednym. Nie żałuję ani jednej rzeczy, którą musiałam przy niej zrobić. Mogłabym tak nawet 10 lat byleby była... ale los chciał inaczej. Odeszła 7 sierpnia 2019 roku. A jej widoku, gdy to się stało jak duch z niej uleciał i zostało ciało wyniszczone przez chorobę nigdy nie zapomnę.
     W tym czasie toczyliśmy wiele wojen z jej dziećmi a rodzeństwem mojej mamy. Awantury, nie opuszczanie naszego domu gdy o to prosiliśmy, kontrolowanie nas, plotki, kradzież babci dowodu, sprawy na policji, przekazywanie błędnych informacji lekarzom. To wszystko połączone sprawiło,że po 6 latach miałam nawrót Cushinga. Utworzył się gdzieś w ciele guz, ale zanim miałam czas udać się do lekarza wchłonął się i zostawił postrach w postaci wagi 79.2  (waga na dzień 11 listopada)

Matura nie poszła po mojej myśli, nie miałam czasu ani ochoty się na nią uczyć, bo od marca najważniejsza była babcia. Dostałam się względnie tam gdzie chciałam (uczelnia inna, ale kierunek ten sam).

To tyle na dzisiaj! A jutro więcej o moim odchudzaniu i planach na nie. Trzymajcie się ciepło i chudo.
                                                                                               Wasza Blue