muzyka

wtorek, 27 lutego 2018

Stresisko

 Moja dieta idzie póki co bardzo opornie. Nie zajadam stresu śmieciowym jedzeniem,czy słodyczami,ale mam zwiększony apetyt. Trudno. Wolę zjeść na śniadanie te 2 kromki więcej niż wszamać pół tabliczki czekolady.
   Szkoła i jedna dość stresująca sytuacja wpływają na mnie tak,że palę i palę i skończyć nie mogę. Wczoraj w 20 minut spaliłam 5 papierosów...to troszkę mnie przeraża, bo 3 tygodniowo to było dla mnie za dużo. Dodatkowo mam problemy ze snem. Jestem zmęczona i śpiąca,lecz gdy uda mi się zamknąć oczy nawiedzają mnie koszmary,albo śpię płytko przez co jeszcze bardziej się męczę.
   Szkoła ruszyła z kopyta. Chyba wszyscy nauczyciele upatrzyli sobie nas, biednych humanów, bo mam 8 sprawdzianów w tym tygodniu a inne kierunki max 2. To jakaś porażka.

  Mam bardzo nabrzmiały brzuch co mnie denerwuję jednak postanowiłam sobie,że przez jakiś czas nie będę używać czyścików. Moje jelita muszą się zregenerować.


niedziela, 25 lutego 2018

Nowy plan działania

     Hejka!
 Koniec ferii, więc czas podsumować moje zmagania. Waga wskazała rano 62.8 kg.
Przez te 2 tygodnie zgubiłam  1.4 kg. Wynik i tak ładny...miało być mniej,ale sami po ostatnich postach wiecie jak ciężko mi to szło.
  Wracam do szkoły, do internatu. Moje plany dietowo-bilanoswe wyglądają następująco.
  Ograniczyć:
-masło
-makarony
-ser żółty
   Spożywać maksymalnie 2 posiłki dziennie. Jeśli chodzi o liczbę kalorii, to mieścić się w przedziale 600-900 kcal dziennie. Jednak teraz mam dość nerwowy i stresujący czas...boję się zajadania emocji. Znacie na to jakieś patenty?  Ważyć się będę co niedziele. Mój cel to, aby z każdym ważeniem waga wskazywała mniej. Póki co plan na ten tydzień to spadek o 0.8 kg.
  Dziękuję Wam za każdy komentarz, rade. Ja też Was kruszynki i okruszku czytam regularnie. Jesteście dla mnie bardzo dużym wsparciem i motywujecie mnie  do dalszego działania. Dziękuję za to.
                                                                                                                Blue

czwartek, 22 lutego 2018

Mętlik w głowie

     Jak czytam swoje ostatnie posty to widzę jeden wielki bałagan i chaos. Tylko, że wewnątrz mnie chaos to mało powiedziane. To taki burdel w którym chudziutkie panie tańczą na rurach obok dziewczyn +120kg. Wszędzie kości, popękane usta, rozstępy i tłuszcz.
   Dochodzę do wniosku, że może ferie to nie mój czas na odchudzanie. Nawet w roku szkolnym udawało mi się zgubić 2kg w tydzień , które potem wracało bo przez kilka dni żyłam na tostach i czekoladzie. W te ferie naprawdę starałam się pilnować, rozpisałam sobie wszytko, szłam uparcie do celu...ale mój organizm nie wyrabiał. 
  W wakcje gdy miałam dzień głodzenia się waga spadła o 0.6./0.7 kg.  Natomiast po wtorkowej głodówce...0.3. Faktycznie może być to obsesja liczb. Za dużo liczę, za dużo szacuje, za dużo się ważę. 

   Wczoraj miałam cudowny dzień. Do godziny 14 byłam gotowa aby lecieć z kolejnym dniem głodówki, ale jakimś cudem zdałam wewnętrzne egzaminy na prawo jazdy.Szok, bo jeżdżę do dupy. Wracając spotkałam pana z preclami. Miał ostatniego precla. Kupiłam go. Byłam głodna? Nie. Kupiłam bo 2 godziny wcześniej ten Pan stał z tym jednym ostatnim preclem. Zimno na dworze jak jasna cholera a on stoi i marznie przez jednego obwarzanka. Kupiłam go by mógł iść do domu. 
 Zjadłam troszkę, ale mi nie smakował... bywa. 
Wróciłam do domu i widzę, że brat robił sobie jajecznicę. Jajecznica jakoś bardzo kaloryczna nie jest. Więc sobie zrobiłam- uświadomiłam sobie, że zaraz wracam do internatu gdzie jajek nie ma. A tak je kocham. 
   Potem poszłam z koleżankami na piwo. Oblewałyśmy stare czasy podstawówki i gimnazjum, oraz moją 18-tke. Wypiłam 2 piwa z sokiem i zjadłam troszkę chipsów. 
   Przez cały wieczór nie żałowałam, ani jednego gryza, ani jednej kalorii. Przez te 1.5 tygodnia zaczynały mi się już schizy psychiczne, płakałam bo przytyłam, albo że waga spadła nie tak jak powinna. Wymiotowałam, bo bałam się, że nie zmieszczę się z grafikiem. Na swojej imprezie urodzinowej unikałam jedzenia jak ognia, nie mogłam się  rozluźnić, bo bałam się,że wszyscy patrzą jak jem i nie jem. Gdy impreza trwała w najlepsze POSZŁAM WYMIOTOWAĆ.  Nie chcę tak spędzać ostatnich dni wolnego, skręcając się w łóżku z głodu, albo bólu brzucha, mieć zawroty głowy. 
  Dzisiaj stanęłam na wadze -62.6 mówi się trudno. Ta dwójka mnie prześladuje i to mocno.  Wszystko obraca się wokół niej. Mam nadzieję,że jeśli uda mi się ją minąć waga poleci szybciutko.  Dzisiaj jeśli się uda nic nie zjem , albo bardzo mało. Zwyczajnie - brak apetytu. Zaczynam się denerwować jutrzejszym nocowaniem u chłopaka a najlepsze jest to,że sama nie wiem czemu się stresuje. 
  Post wyszedł troszeczkę za długi... bywa. 
             Trzymajcie się chudo kruszynki i Ty okruszku
                                       Blue  
                                             

wtorek, 20 lutego 2018

Sprintem do celu

   Ostatni tydzień ferii, ostatnie dni mojego odchudzania a ja jestem w czarnej dupie. Po wczoraszjej porażce i zażyciu tabletek waga wskazała mi rano 62.6. Jednym słowem MASAKRA.  Jak tu w 4 dni schudnąć 2.5kg? Pół dnia rozmyślałam, czy jest sens walczyć dalej skoro mam tak beznadziejne spadki wagi. Doszłam jednak do wniosku, że nie mogę się poddać. Zbyt wiele to dla mnie wszystko znaczy. Ile uda mi się schudnąć do niedzieli to tyle schudnę,ale nie dam się tak łatwo.
   Dzisiaj zjadłam tylko garść słodkich płatków bo potrzebowałam cukru. Nic innego. Więc ogólnie rzecz ujmując dzisiaj była głodówka. I wiesz co? Jutro też będzie i jeśli się uda to we czwartek również. Chcę do piątku, czyli do dnia kiedy jadę do chłopaka na noc zrzucić jaknajwięcej.
 Może uda mi się za te trzy dni nie jedzenia pozbyć się 1.5kg? 
   Zauważyłam,że popadam w bardzo dziwny stan. Staję na wadze kilka-kilkanaście razy dziennie. Boję się pić wody,aby waga nie pokazała więcej, aby czasem nie zatrzymała się gdzieś w organizmie. 

  Mój najwspanialszy chłopak chce zobaczyć bloga, wie o jego istnieniu i chce mnie jeszcze lepiej poznać, zrozumieć to wszystko. Jak myślisz? Pozwolić mu go zobaczyć? Boję się, że on mnie zostawi...ucieknie gdy zrozumie,że to nie jest zwykłe: ,,mam kilka kilogramów więcej więc a schudnę sobie” . Mam totalny mętlik w głowie, jeśli to czytasz doradź mi coś. Odezwij się. Widzę,że wyświetlenia spadły i popadam w samotność w tym wszystkim z moją walką...bo kto mnie może zrozumieć jak nie Ty? 

poniedziałek, 19 lutego 2018

Tłusto i grubo

   Hejka!
Urodziny, urodziny i po. Myślałam,że w sobotę nie zjadłam tak dużo bo troszkę torta i odrobine frytek. Waga w niedziele wskazała na brak tragedii bo 62.4bez spadku. 
  W niedziele wypiłam pół kubka barszczu i tyle. Specjalnie przed nim się ważyłam i było 62.1. I wiecie co? Wstałam sobie dzisiaj rano szczęśliwa, bo przecież nastawiona że już nie zobaczę dwójki tylko 61 i coś. A tu BANG! Jebane 62.4. Po pół kubka barszczu .03 kg więcej. Ja tego nie rozumiem. Wpadłam w takiego doła, depresje i już wszystko,że zjadłam:
-5 kromek z szynką
-2 tosty 
-gulasz z kluskami 
- trochę czekolady. 
   Czuję się niczym i nikim. Tłusto, grubo, okropnie. W piątek śpię u chłopaka i chyba wprowadzę zasadę 2 metry od ryja bo inaczej zwariuję.
  Mam ochotę płakać, wymiotować, leżeć i zwyzywać wszystkie te pierdolone laski co są w KFC codziennie i nawet fałdki tłuszczu nie mają. 
  Jaki mam teraz plan? 
Biorę wieczorem tabletki bo chcę mieć realny obraz wagi i lecę 100% głodówki do czwartku lub piątku. Nie dam się tak łatwo, tłuszczu nie dam Ci się bez walki. Będę atrakcyjna dla siebie i dla innych! Jeszcze zobaczycie! 

piątek, 16 lutego 2018

Podsumowanie 12.02-16.02

        Hej! Już tłumaczę co i jak,bo mój sposób notowania jest mega chaotyczny.
Pierwszy słupek to data, drugi ile po tym dniu chciałam ważyć a trzeci pokazuje jak było naprawdę.
 Ten tydzień rozpoczęłam z wagą 64.2  (BMI wynosiło 25.7) 
  I teraz jak to wyglądało:
                                             START  64.2
12.02     63.9    63.7
13.02     63.5    63.4
14.02     63.1    63.0
15.02     62.8    62.8
16.02     62.4    62.4    25.0 BMI

  Jak zatem widzicie przez te 5 dni zgubiłam dokładnie 1.8 kg. Wynik według mnie troszkę marny,zwłaszcza,że dzisiaj wieczorem mam swoją imprezę 18-tkową i wątpie,że uda mi się schudnąć cokolwiek. Mój cel to 60kg, które ma mi się pokazać w przyszłą niedziele.

Coś jest nie tak...

      Może to dziwne, ale troszkę martwię się o mój metabolizm. Gdy przypomnę sobie wakacje- w tydzień mogłam zrzucić około 3kg natomiast teraz idzie to wolno...za wolno. Jutro rano wstawię podsumowanie,ale w poniedziałek rano waga pokazywała 64.2kg natomiast teraz w piątek wieczór jest 62.8. Przez te 5 dni spadło tylko 1.5kg.
      Przez cały dzień nic nie jadłam, wypiłam tylko duża latte i 1.5 piwa z syropem malinowym, ale niestety...napad. Zwymiotowałam wszystko co tylko miałam i waga pokazała tyle co rano. Żadnego spadku a pragnę zaznaczyć,że te kaloryczne napoje wypiłam w przedziale 17-20 a o 22 już ich nie było we mnie.
      Ocenić będę mogła to rano,ale i tak nie idzie nic po mojej myśli. Ja już chcę wakacje, wtedy wszystko szło tak łatwo.

       Chłopak wie o moim nawrocie i napadach,ale widzę,że go to wszystko krępuje. Nie zmusza mnie do jedzenia, nie zadaje pytań a chciałabym by okazał zainteresowania w tej kwestii.

Ostatnio te posty są tak chaotyczne i nieprzemyślane, ale to idealnie pokazuje burdel w mojej głowie.

czwartek, 15 lutego 2018

Krok do przodu i dwa wstecz

    Miałaś kiedyś poczucie,że wszystko zaczyna się walić? Wszystko szło tak pięknie. Moja walka z samą sobą, odchudzanie (w 3 dni spadło 1.5kg), relacje z innymi ludźmi. Aż dzisiaj nastąpił krach... dieta złamana, czuję się jak ostatnia beczka, która już ma nawet siły by chodzić więc się toczy. I resztkami sił powstrzymuję się, aby nie zwymiotować lub wziąć tabletki.
   Dodatkowo moi rodzice zdeptali moje poczucie własnej wartości, aż znowu zaczęłam zastanawiać się po jakiego chuja ja tu jestem? I tak nie dam im takich ocen jak chcą, nie zrobię wszystkiego tak jak oni chcą, nie będę się zachowywać tak jak oni pragną. Zapominają,że ja też czasem mam gorszy dzień, że czegoś nie rozumiem,albo że nie wytłumaczyli mi czegoś albo zrobili to zle.
 Najgorsze jest to,że nigdy ich nie ma gdy są potrzebni. Zawsze zostaje zbywana ciszą,albo tym jak oni są zmęczeni. Ja też jestem. Mam tylko 18 lat a przeżyłam,aż za dużo. Mam ochotę uciec daleko...daleko.

Wiem,że to może brzmieć wszystko dziecinnie,wiem,że ten post może nic dla Ciebie nie znaczyć. Tylko,że ten blog jest też moim pamiętnikiem-uszanuj to.
                                                                                                          Blue



EDIT: Wymioty i tabletki, walka przegrana.

czwartek, 1 lutego 2018

Środki przeczyszczające i wymioty-jeśli nigdy nie robiłaś to trwaj w tym dalej

  Hej!
  Dzisiaj troszkę drażliwy i delikatny temat, dlatego już na wstępie mówię. NIE ZACHĘCAM DO TEGO, TO NIE JEST ŻADNA METODA.
   Wiedziałam to a jednak w tym trwałam.
Wymiotowałam od zawsze, już w podstawówce,gdy zjadłam za dużo jakoś samo wychodziło.W gimnazjum i nawet teraz w gorsze dni to robię, ale tak szczerze nie wiem po co. Przecież kalorie wchłaniają się do 30 minut po posiłku, więc czemu robiłam to po 4 godzinach. Wmawiałam sobie,że torsje będę mieć np 15 razy, albo gdy z wagi spadnie mi 0.3kg. Jednak miałam potem przez całą noc silne bóle brzucha. Czasami jest to silniejsze ode mnie...wait bardzo często jest to silniejsze ode mnie.
  Jeśli chodzi o środki przeczyszczające...ach..ile ich było. Prawie wszystko dostępne na rynku produkty przetestowałam. Gdy byłam w tej 1/2 gimnazjum gdy zaczęłam ich używać nikt w aptece nie chciał sprzedać "dla mojej mamy" tych silniejszych i korzystałam z tych ziołowych reklamowanych gówienek,które albo nic nie dawały, albo dawały w bardzo dużej ilości.
  W wakacje i na początku roku używałam moich ulubionych środków w nadmiarze. Miałam podrażnione i rozleniwione jelita, przez cały dzień jedzenie przelatywało przeze mnie a potem przez kilka dni nie mogłam się sama załatwić, miałam podrażnioną pupe. I po co? Owszem w czasie takiej sesji chudłam 1kg, ale dość dużym kosztem.
   Po co jest ten post? Widzę,że aktywność na blogu rośnie,ale boję się że osoby w wieku zdecydowanie za młodym mogą wpaść na te genialne pomysły by zacząć coś takiego robić. Dziewczyno nigdy,ale to nigdy nie wpadaj w to gówno.
  To jest jak z papierosem. Zapalisz pierwszy raz- nie nie będę,ale potem przypominasz sobie to uczucie rozluznienia, ten świderek w głowie i przy następnej trudnej sytuacji, znowu po niego sięgniesz i jeszcze raz i jeszcze. Więc nawet nie próbuj i nie zaczynaj. Bo konsekwencje tego czynu będą wlec się za Tobą latami.

                                                                                                           Blue